niedziela, 11 listopada 2012

3. `Lady Fotografo`


- Kinga, za godzinę masz czekać na mnie pod swoim mieszkaniem! - usłyszałam w słuchawce spieszący głos Michała.
- Po co? O co chodzi?! - spytałam tonem równym bratu.
W odpowiedzi usłyszałam w słuchawce przerywany, niski dźwięk oznaczający zakończenie połączenia. No i rozmawiaj tu sobie z takim! Jako, że byłam już ubrana wolny czas poświęciłam na makijaż i tworzenie jakiejś ciekawej fryzury. Myślałam, że zjem całą nutellę z nerwów. Dochodziła godzina 10.40, minęło 50 minut od mojej rozmowy (o ile można to tak nazwać) z Michałem. Wyszłam na zewnątrz uprzednio ubierając swoje ulubione karmelowe szpilki. Raz jeszcze zerknęłam na zegarek w komórce. Michał nie byłby Michałem, gdyby nie pojawił się pod moim mieszkankiem co do sekundy wymieszczając się w czasie. Wsiadłam szybko do zgrabniutkiego, czarnego infiniti od razu pytając o co chodzi.
- Po co mnie wyciągnąłeś? - spytałam podekscytowana.
- Wiesz chyba, że dzisiaj Jastrzębski gra ze SKRĄ, no nie? - czy nikt go nie nauczył, że nie odpowiada się pytaniem na pytanie?
- Jasne, że wiem. - odpowiedziałam coraz bardziej poddenerowana.
- Więc... Ykhm. Załatwiłem Ci pracę jako fotograf w Jastrzębiu. I zaczynasz właśnie dziś. - wyznał z nienaruszonym spokojem.
Wiedziałam o tej pracy, ale nie mogłam mu o tym powiedzieć, więc jedyne co mi zostało to trochę przyaktorzyć.
- Ej, żartujesz sobie?! Ale się strasznie cieszę! Ale czemu mi o tym wcześniej nie powiedziałeś?! - spytałam.
- Uspokój się. - wyjechał z tym swoim perfecto śmiechem - Jakoś tak zleciało. - odpowiedział uśmiechając się.
- Jestem najszczęśliwszą osobą na globie! - wykrzyknęłam i przytuliłam bracholka.
Ten przypadkowo zjechał na lewy pas.
- Uważaj! Chcesz nas zabić? - spytał ze śmiechem.
- A skądże znowu. Skoro dzisiaj mój debiut muszę na siebie uważać. - wyszczerzyłam się - Czyli teraz kurs Jastrzębie Zdrój? 
- Tak. - potwierdził.
- No to ja sobie może trochę pośpię. Może jak będę dobrze spała i nie obrzygam ci tapicerek, wkońcu przekonam się do tego głupiego auta. - oznajmiłam.
- Nie obrażaj mojego kochanego infiniti. - rzucił oburzony.
- Zrobię to dla Ciebie, braciszku. - odpowiedziałam ironicznie. 
Rozłożyłam siedzenie i wygodnie się na nim ułożyłam. Poczułam, że Michał przyśpiesza, chyba myślał, że już śpię. Nie specjalnie lubię ekstremalne jazdy, ale w tym wypadku na takową przyzwoliłam, im szybciej dojedziemy tym lepiej.
***
- Wstawaj. - szarpnął mną Michał.
Przetarłam delikatnie oczy rozglądając się dookoła.
- Podarło Cię? Tak się ludzi nie budzi. - wykrzyknęłam - Już dojechaliśmy? - spytałam ziewając.
- Tak. - odpowiedział i wysiadł z auta, a ja za nim.
Zerknęłam na godzinę; 14.40. Podążając za bratem zaskoczona spytałam.
- Ile Ty jechałeś, że jesteśmy tu tak szybko?
- Nie musisz tyle wiedzieć. - odpowiedział uśmiechając się nieznacznie - Pamiętaj żeby na każdym kroku powtarzać, że studiujesz dziennikarstwo. - dodał.
- OK, zapamiętam.
Razem weszliśmy do hali Jastrzębskiego i dołączyliśmy do reszty zespołu, który właśnie wysłuchiwał rad trenera Lorenzo. Wszyscy zebrani patrzyli raz na mnie raz na Michała, bardzo krępująca sytuacja, nie dałam jednak po sobie poznać, że się denerwuję.
- Questo e il nostro fotografo? (To jest nasz fotograf?) - spytał trener.
Michał uczył mnie trochę włoskiego, więc nie miałam problemu ze zrozumieniem słów pana Lorenzo.
- Cosi. Si chiama Kinga. (Tak. Nazywa się Kinga.) - uśmiechnął się - Kinga, to jest jak zapewne wiesz nasz trener Lorenzo Bernardi. - popatrzył na mnie kiwając lekko głową w stronę Bernardiego. Chyba zrozumiałam o co mu chodzi i podałam rękę loczkowi.
- Mi fa piacere che posso incontrare. (Cieszę się, że mogę pana poznać.) - wyszczerzyłam się najsłodziej jak potrafiłam.
- Tu sai l'italiano... Molto bene. Molto! (Znasz włoski... Bardzo dobrze. Bardzo!) - odwzajemnił uśmiech.
- Spero che lavoreremo bene insieme. (Mam nadzieję, że będzie się nam dobrze razem pracowało.) - dodałam.
- Spero cosi. (Też mam taką nadzieję.) - odpowiedział.
- No to teraz oswój się z resztą, a ja idę się przebrać. - oznajmił Michał.
Jak ja mam się z nimi oswoić?! Przecież się cholernie wstydzę! Popatrzyłam na niego jak na kosmitę, a on wzruszył ramionami i sobie tak normalnie poszedł! Ugh! Co za szczęście, że był tam jeszce Misiek, którego udało mi się już poznać.
- Cześć. - powitał mnie szerokim uśmiechem. 
- Heeej. - odwzajemniłam uśmiech.
- A oto i nasza nowa pani fotograf - Kinga. - przedstawił mnie.
Popatrzyłam na niego ostrym jak brzytwa wzrokiem, poczułam, że się lekko czerwienię, mimo tego zacisnęłam pięści i przywitałam wszystkich mężczyzn.
- Witam wszystkich. Tak, od dziś to ja będę cykała wam fotki z boiska, z szatni, no i mam nadzieję, że spod prysznica też. - zaśmiałam się. Taki mały żarcik na dobry początek znajomości, a co! ;D
Co za szczęście, że również się zaśmiali. Kamień spadł mi z serca i poczułam się pewniej. 
- Więc tak... To Krzysiek, Damian - wskazywał palcem - Tiago, Rob, Mati, Russell, Łukasz, Simon, Matteo no i Patryk i Radek. - wyliczył Michał.
- Oj Michał, sami też byśmy sobie poradzili. - wygarnął... Łukasz bodajże.
- Ale tak bezpieczniej. - zaśmiał się Michał.
- Co Ty wiesz o bezpieczeństwie. - parsknął Patryk i rzucił w Michała piłką.
Michał zdążył uniknąć ciosu Patryka. Wszyscy w dobrych humorach zaczęli rozgrzewkę, dołączył też do nich i drugi Michał. 
Bardzo miły statystyk - Bogdan, pokazał mi mój sprzęt. Była to nowiutka lustrzanka Nikon D800, kiedy ją zobaczyłam dosłownie kopara mi opadła. Marzyłam o takim cudeńku! Na początek, by zapoznać się z urządzeniem  zrobiłam kilka fotek całej hali. Niebawem dostałam polecenie, by zrobić skromną sesję treningu chłopaków. Posłusznie wykonałam polecenie ujmując najciekawsze, ale też i najzabawniejsze scenki z gry siatkarzy. Sprawiało mi to wiele przyjemności i jeszcze ta atmosfera, czułam się świetnie. Świetnie... Dopóki mym oczom nie ukazał się zespół z Bełchatowa z Danielem na czele. Misiek posłał mi ostrzegawcze spojrzenie, w odpowiedzi przygryzłam wargę marszcząc brwi. Dochodziła godzina 16, hala powoli zaczęła się zaludniać. Daniel błyskawicznie mnie rozpoznał patrząc jak na intruza. Zaczęłam coraz częściej zasłaniać się lustrzanką udając, że cały czas robię zdjęcia. Niebawem podszedł do mnie i ów problem.
- O proszę. Kogo ja widzę... Co Ty tu robisz? - spytał zimno odsuwając sprzęt od mojej twarzy.
- Pracuję. Nie widać? - sięgnęłam do torby po większy obiektyw.
- Ty? Proszę Cię. - zaśmiał się.
- Daniel - spojrzałam na niego wrogo - mógłbyś proszę zostawić mnie w spokoju? Nie przyjeżdżaj do mnie, nie odzywaj się do mnie i nie wchodź mi w drogę! - wykrzyknęłam.
Naszą kłótnię usłyszał Michał, przeprosił na chwilę resztę drużyny i podszedł do nas.
- Jakbyś jeszcze nie zauważył, SKRA przeprowadza rozgrzewkę na drugiej połowie. - wtrącił oschle.
- Zasłaniaj się bratem, masz rację. - odpowiedział Daniel odchodząc w stronę swojego zespołu - A i Michał... szykuj się na solidny łomot, nie będę się nad tobą litował. - uzupełnił.
- No co za gość. Już ja mu ku*wa pokażę... - Michał, aż poczerwieniał ze złości - Czego od Ciebie chciał? 
- Poznęcać się psychicznie. Ale trochę mu nie wyszło. - odpowiedziałam uśmiechając się cierpko.
- Rozjebie go na tym boisku! - oznajmił zaciskając pięści.
- Spokojnie... - złapałam go za ramię. 
***
Jak powiedział tak też zrobił. Jastrzębski wygrał ze SKRĄ 3:1, dodatkowo został MVP, a ja miałam masę świetnych zdjęć do wrzucenia na stronkę, do której przy wyjściu z hali otrzymałam passy. A jeszcze mina Daniela po każdym zablokowaniu jego ataku... Bezcenne! Byłam szczęśliwa, że tak to się to wszystko potoczyło. 
- Michał odwiezie Cię do hotelu, w którym dzisiaj przenocujesz, a ja wracam na konferencję. - usłyszałam za plecami będąc już na zewnątrz.
Stałam tak sama streszczając wszystko co mnie dzisiaj spotkało w smsie Aurelii. Po chwili dołączył do mnie Kubiak wyszczerzając się najszerzej jak potrafi.
- Jak się podobało? - spytał trzymając ręce w kieszeniach swoich dresów. Co za widok, Dziku-dresiarz, olaboga!
- Było nieziemsko. Mam tyle zdjęć, że normalnie głowa mała. Kwintesencją dzisiejszego dnia był widok rozwścieczonego Daniela. - odpowiedziałam uśmiechając się w jego stronę.
- Oj tak, bo Jastrząb jak chce to potrafi. - poprawił swoje okularki.
- No to może mnie zawieziesz do tego hotelu? - spytałam rozkładając ręce.
- A no tak. Zapomniałem. - zaśmiał się.
Ruszyłam za nim w stronę auta. Infiniti takie samo jak Michała, co za bardzo nie fajny zbieg okoliczności. Jęknęłam wsiadając do pojazdu, Kubiak popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Co jest? - spytał.
- Ajć, bo masz takie samo auto jak mój bracholek, jazda w nim działa na mnie jak... no na przykład jak tabletki przeczyszczające. - zapięłam pas i skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Hahahahaaha. Tabletki przeczyszczające, żartujesz sobie? - spytał dławiąc śmiech.
- To nie jest śmieszne. - szturchnęłam go lekko się uśmiechając.
- Tak nawiasem to to jest auto twojego brata. - oznajmił.
- Yyyy... Dał Ci je prowadzić? - spytałam unosząc brwi.
- No tak. - odpowiedział przyśpieszając do setki.
- Fajnie, fajnie. Mi nawet kluczyków nie pozwala dotknąć. - wzruszyłam ramionami - A mógłbyś trochę zwolnić, proszę? - spytałam kładąc dłonie na kolana.
- OK, jak wolisz. - odpowiedział jednocześnie zmieniając bieg.
- A ja mam w tym hotelu tak sama zostać? - popatrzyłam na niego poprawiając marynarkę.
- Chyba jesteś już dużą dziewczynką, możesz zostawać bez opieki, no nie? - spytał śmiejąc się - Reszta ekipy też się tam zatrzymuje, także, wiesz... nie musisz się bać, że napadnie Cię w nocy gwałciciel. - dokończył.
Cały Jastrzębski tak blisko mnie? Świetnie. - pomyślałam. Teraz dopiero uświadomiłam sobie jak wiele straciłam nie przyznając się do Michała przez ostatnie lata, przecież mogłam poznać tyle świetnych włoskich zespołów już kilka lat temu, a może i zdołałabym zahaczyć się też na samą reprezentację włoską.
- Bardzo mnie to cieszy. - wyszczerzyłam się, ignorując jego dogryzanie.
W końcu dojechaliśmy do tego hotelu. Okazało się, że nie był on centralnie w Jastrzębiu Zdroju, a w miejscowości oddalonej od niego na ok. 10 km, w Wodzisławie Śląskim. Na pierwszy rzut oka całkiem przyzwoicie wygląda. Szklana (po części) obudowa i wielki, neonowy napis ,,Amadeus'' robią wrażenie.
- Ijoooł, nieźle. - podsumowałam otwierając usta.
- Wiesz, tacy gwiazdorzy w byle budzie sypiać nie będą. - odpowiedział jednocześnie mocno się przeciągając.
- Weź Ty się człowieku. - zaśmiałam się - Z 
Bełchatowem wygraliście, ale z Rzeszowem nie było tak łatwo, nieprawdasz? - dodałam otwierając drzwi od auta.
- Cicho już! - zaśmiał się marszcząc czoło - Wejdź do środka i poproś w recepcji o klucz do pokoju numer 26. Przedstaw się jako nasz fotograf, znaczy wiesz... Jastrzębia, powinni Cię wpuścić. A ja wracam odstawić Michałowi auto. - oznajmił.
- OK. - odpowiedziałam krótko i zamknęłam drzwi.
***
Powinni mnie wpuścić, a nie wpuścili. Po kłótni z wszechwiedzącą recepcjonistką zostałam wyprowadzona z hotelu. Zrezygnowana usiadłam na ławce przy jednej z alejek. Było już grubo po 20, a reszta ekipy Jastrzębskiego nadal nie zameldowała się pod hotelem. Robiło mi się coraz bardziej zimno. Na takie listopadowe wieczory chyba niezbyt pasuje marynarka z rękawami na 3/4. W końcu usłyszałam znajomy głos.
- Co to za wieczórki? Czemu nie jesteś w swoim pokoju, tylko tu marzniesz? - spytał troskliwie mój bracholek. 
- Jakby mnie w ogóle wpuszczono do tego cholernego hotelu już dawno relaksowałabym się z dobrą książką w wannie. - odpowiedziałam pociągając nosem, złapałam lekki katar.
- Nie wpuścili Cię? Szczyt wszystkiego. Już ja sobie z tym zasranym zarządem porozmawiam. - wyznał, przytulając mnie do siebie, by nie było mi zimno.
Byłam zajebiście dumna, że mam takiego brata! Tylko czemu wcześniej nie potrafiłam się tym cieszyć? Nie mam zielonego pojęcia. Weszliśmy tak razem do hotelu, blond recepcjonistka, posiniała ze wstydu kiedy zobaczyła, że idę pod rękę z Michałem Łasko. Chyba już teraz wiedziała, że coś się szykuje. Podeszliśmy do jej stanowiska, mimo tego, że jeszcze nic nie powiedzieliśmy widziałam, że ma chęć zapaść się pod ziemię.
- Przepraszam bardzo. Czemu ta kobieta nie dostała klucza do pokoju, o który prosiła? - spytał spokojnie Michał.
- ... bo tu tyle tych fanek się kręciło, i się tak jak ona przedstawiają... że tu masażystka, tu managerka, fotografka... - zaczęła pląsać, a włosy się jej najeżyły jakby ją prąd kopnął.
- A czy każda fanka okazywała profesjonalne zdjęcia z treningu i meczu Jastrzębskiego oraz papier potwierdzający zatrudnienie podpisany przez Zdzisława Grodeckiego?! - warknął.
- Michał spokojnie. - pociągnęłam go za rękaw.
- Słuchaj, ja po prostu nie chcę, by ktoś Cię tak traktował. - odpowiedział uśmiechając się w moją stronę - A teraz kluczyk... no już! - machnął ręką do recepcjonistki. 
Po tej całej sytuacji pękałam z dumy. Szłam po korytarzu z wypiętą piersią jak paw. Michał zaprowadził mnie do mojego pokoju i oznajmił, że za jakiś czas, ktoś z ekipy wpadnie zawołać mnie na kolację. Trochę późno na kolację, no ale dobra. Kiedy Michał wyszedł padłam na wielkie, ścielone brązowymi prześcieradłami łoże uśmiechając się sama do siebie. Przeglądnęłam kilka razy wszystkie zdjęcia z lustrzanki i tak się jakoś złożyło, że zasnęłam. Byłam pewna, że nawet przez sen mam banana na twarzy. Obudził mnie bardzo delikatny głos jakiegoś faceta.
- Hej... wstawaj. - przez chwilę nie wiedziałam kim jest owy mężczyzna, ale po przetarciu oczu, zorientowałam się, że to Simon - Schodzimy na kolację. - uśmiechnął się.
Było mi strasznie głupio, że Simon zastał mnie podczas snu. ,,Dopiero co zatrudniona, jeden mecz popracowała, a już wielce zmęczona. - pewnie tak pomyślał. Spaliłaś się.'', w myślach policzkowałam sama siebie. A ten jego plączący się akcent jeszcze bardziej mnie rozkojarzył.
- Yyym... Już idę. - wydukałam porywając się z łóżka. 
Mężczyzna zaśmiał się, sama nie wiem z czego. Wyszliśmy z mojego lokum, przeciągnęłam kartą po zamku i włożyłam ją do kieszeni. Skręcaliśmy w prawo, w lewo, w prawo i jeszcze raz w prawo, gość musiał już tu być, bo nikt normalny nie pojąłby tego labiryntu po mniej więcej godzinie przebytej w nim. W końcu mym oczom ukazała się wielka sala, koloru bladoróżowego. Wzrokiem wyszukałam Michała, podążyłam w jego stronę, a za mną Simon. Ten grzecznie odsunął mi krzesło, a ja grzecznie podziękowałam. Z uśmiechem na twarzy zajął miejsce obok mnie. Jakby Aua dowiedziała się, że mam obok siebie Simona Tischera pewnie wybuchłaby z zazdrości. Na prost mnie siedział Russell, jego zarost z takiej odległości jest jeszcze bardziej sexy. :D Był taki moment, że popatrzyliśmy sobie centralnie w oczy, od razu spuściłam wzrok, zapewne czerwieniąc się jak burak... ajajaj. W pewnej chwili Michał zaczął się tak okrutnie śmiać, że prawie się zakrztusił. 
- Ej, ej, bracie, uważaj trochę, bo się nam dzisiaj z tej radości przekręcisz. - poklepałam go po plecach, lekko się śmiejąc.
- Dobra, dobra, nie wymądrzaj się. - wetknął mi palca w żebro.
Jak ja tego nienawidzę! Kiedy przestanie łaskotać to tak strasznie boli, że porażka. 
- Ałć! To boli. - uderzyłam go w rękę.
- Wiem, to ma boleć. - odpowiedział wykrzywiając się.
- Nie wyżywaj się na młodszych. - zaśmiał się drugi Michał. 
- Michał cicho bądź. - zaśmiałam się.
- Kto? Ja? - spytali obaj na raz.
- Z wami to się dogadać idzie... naprawdę. - wyznałam uderzając się w czoło. 
Po wesołym posiłku, w towarzystwie dwóch Michałów i Patryka wróciłam do swojego pokoju. Dochodziła godzina 22.
- Wpadniesz do nas za chwilę? - spytał Kubiak.
- Po co? - odwróciłam się w jego stronę.
- Pooglądamy zdjęcia, muszę ocenić twój talent. - uśmiechnął się. 
- Na prawdę interesują Cię te zdjęcia? - spytałam krzyżując ręce na piersiach.
- No dobra, to tylko przykrywka... Będziemy trochę opijali razem z resztą. - oznajmił całkiem poważnie.
- W takim razie wpadnę. Tylko gdzie? - spytałam wyszczerzając się.
- Zobaczysz. Przyjdę po ciebie za pół godziny, OK? - uśmiechnął się.
- OK. No to idę się odświeżyć. - zamachistym gestem pożegnałam wszystkich zebranych.
- Do zobaczenia. - odpowiedzieli chórkiem.

~~~~~
Takie cuś, utworzyłam. Wrzucone z delikatnym poślizgiem. ;x Mam nadzieję, że ten rozdział dorównał, a może i przewyższył jakością poprzednie. :) 
No i niosę ze sobą również złą wiadomość. -.- 15 listopada odłączają mi internet na dwa tygodnie, by móc przełączyć go na szybszy. ; ( Zaległe rozdziały wrzucę zaraz po odzyskaniu neta. 
3majcie się. :*
niekryta.

sobota, 3 listopada 2012

2. Cieszyć się czy płakać?

Nadszedł dzień Wszystkich Świętych, mając w sobie zaszczepione chrześcijaństwo wybrałam się na mszę świętą na godzinę 11.30. Przekonałam się, że nie było tak ciepło jak sobie to wyobrażałam i przed pójściem na cmentarz wróciłam do domu by ubrać się cieplej. Aurelii już nie było, jak zapowiedziała rano, wyjechała do rodziców do Lublina. Moi rodzice mieszkają w Gdańsku, więc żeby przyjechać do nich na te święta musiałabym wyruszyć dwa dni wcześniej, by rozłożyć podróż na Rzeszów-Warszawa i Warszawa-Gdańsk. Po za tym nie znam drogi, zawsze to rodzice odwiedzali mnie, albo razem z Michałem wędrowałam do nich.
***
 Jako, że nie mam tu nikogo bliskiego pochowanego, postanowiłam, że odwiedzę cmentarz bezdomnych. To smutne, że ci ludzie ostatnie dni, lata swego życia spędzili całkowicie sami, nie mając przy sobie nikogo bliskiego, nikogo kto mógłby ich wesprzeć. Chwała tym, którzy przynajmniej zapewnili im godne miejsce spoczynku. Dochodziła godzina 14.00 kiedy wyszłam z domu, postanowiłam jednak, że na cmentarz wybiorę się wieczorem, gdyż teraz może być bardzo tłoczno na drogach. Więc wróciłam się z powrotem do domu i ułożyłam wygodnie na kanapie myśląc o Danielu. Nie rozmawialiśmy ze sobą od pamiętnego niedzielnego telefonu. Nie byłam pewna czy ten związek jest zakończony. Postanowiłam zadzwonić do niego i do końca rozwiązać tą relację, choć dobrze wiedziałam, że nie jest to rozmowa na komórkę. Wnet rozległo się pukanie do drzwi. Właśnie szukałam w kontaktach Daniela, ale odłożyłam komórkę. Podniosłam się z sofy i podążyłam w stronę drzwi, by je później otworzyć. W progu ujrzałam właśnie Daniela! Dziwne? Też tak pomyślałam.
- Mogę wejść? - spytał oschle, ale z pokorą.
- Nie bałeś się, że zastaniesz mnie rypiącą się potajemnie z jakimś kolesiem? - spytałam niemal kipiąc ze złości.
- Kinga...
- Zamknij się! - przerwałam gwałtownie.
- Daj mi to wszystko wytłumaczyć! Ostatni tydzień był dla mnie bardzo trudny... - czy on myślał, że puszczę niedzielną akcję płazem kiedy nagle spokornieje?!
- Nie obchodzi mnie to! Powinieneś sam siebie zacząć kontrolować, a nie się do mnie rzucać! - wykrzyknęłam tak głośno, że starsza pani idąca po chodniku po drugiej stronie ulicy odwróciła się w naszą stronę.
- Wysłuchaj mnie! Proszę. - złożył ręce błagalnie.
Ja z kolei pozostawałam niezłomna, nie obchodziły mnie już jego słowa, chciałam tylko jak najszybciej zakończyć tą rozmowę jak i ogólnie znajomość.
- Nie! Jesteś dla mnie skończony! Tyle Ci poświęciłam, Ty nadęty bufonie! Między nami wszystko jest rozwiązane, więc możesz już odejść! - nie schodziłam z tonu.
Kiedy Daniel już zabierał się do wydukania kolejnych nic nieznaczących słów, pozostawiłam na jego policzku lekko zaczerwieniony ślad po mojej zgrabnej rączce.
- Jesteś zerem... Zerem! Pojmujesz? - wsunęłam się z powrotem do środka zamykając za sobą drzwi.
Daniel zdenerwował się niesamowicie, kiedy już wróciłam cała rozdygotana na sofę, on sprzed mieszkania krzyknął:
- Pierdolona suko! Pożałujesz tego!
Wiedziałam, że Daniel przeklina, ale nigdy nie przeklnął na mnie. Ta scenka tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że słusznie zakończyłam ten związek. Jego opinia na mój temat już mnie nie interesowała, toteż te słowa zabolały mnie tylko częściowo. Częściowo... Znałam go od 3 lat, a dopiero teraz dotarło do mnie jaką jest świnią, tylko to bolało.
- Jaka Ty byłaś głupia! - syknęłam sama do siebie.
A jak żałowałam, że w tej chwili nie było przy mnie Aurelii. Porządnie by mnie wsparła nie mówiąc już o tym jak przysłowiowo ,,schujała'' by Daniela. Postanowiłam o tym zapomnieć i kierować się raczej tym, że jestem singielką i mogę się zabawić, uważając oczywiście na zakochanie. Tak, na zakochanie. Wychodzę z założenia, że to właśnie zakochanie może zrujnować wszystko jednocześnie czyniąc najszczęśliwszą osobą na globie. Takie właśnie jest to wszystko zaplątane. Mimo starań nie mogłam zasnąć, sięgnęłam więc po tabletki nasenne. Po dziesięciu minutach spałam jak niemowlę. Sen i seks to dwie najprzyjemniejsze czynności, które spotykamy w życiu! <3 Obudziłam się coś koło godziny 19.00, w samą porę. Przeciągnęłam się raz, a porządnie i podniosłam leniwie z sofy. Poprawiłam lekko fryzurę, włożyłam kurtkę i wyszłam na pole. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie zapomniała najważniejszej rzeczy... Były to rzecz jasna znicze. Uderzając się w czoło <facepalm> wbiegłam z powrotem do mieszkania, chwytając torbę z kilkunastoma małymi zniczami. Postanowiłam drogę na cmentarz przejść, uwielbiam wieczorne spacery.
***
Przez mocno zardzewiałą furtkę weszłam na cmentarz. Nie było tam drogich nagrobków jak to na normalnych cmentarzach, ot zwykły stalowy krzyż wbity niedbale w ziemię z tabliczką, tu wyblakłą, tam złamaną... U początku placu przeżegnałam się i pomodliłam za wszystkie dusze, które tam spoczywają, gdyż nie zdołałabym uczynić tego na każdym grobie z osobna. Dążyłam alejką wysypaną kamyczkami spoglądając na liche kwiaty złożone pod krzyżami. Zdawało mi się, że ta drużka jest bezkresna! W końcu przyśpieszyłam kroku szukając grobów, na których nie ma zaświeconego znicza, było ich wiele, wybrałam najbiedniejsze i zaświeciłam na nich znicze. I szłam dalej tym razem wbijając wzrok w ścieżkę. W pewnym momencie zderzyłam się z jakimś wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną, wskutek czego upadłam wbijając sobie kilka kamyków w dłonie. Mężczyzna natychmiastowo klęknął obok mnie.
- Nic Ci nie jest? - spytał lekko przestraszony.
- Chyba nie... - zaczęłam czuć ból wzdłuż kciuka, wtedy zauważyłam też, że mam ręce przyozdobione drobnymi kamykami - a może jednak tak. - uzupełniłam zaciskając zęby.
Gość rozpoznał po głosie, że jestem kobietą, więc mógł zacząć zwracać się do mnie przez zwrot ,pani'.
- Coś Panią boli? 
- Jakoś się wyliżę. - wstałam przy jego pomocy i otrzepałam ręce z kamyków - Przepraszam bardzo za zakłócenie modlitwy. - dodałam.
- Nie szkodzi. Ale na pewno nic Pani nie jest? - pytał natarczywie.
- Nie, nie, na prawdę. - odpowiedziałam z uśmiechem.
Choć na pewno go nie widział, nie było tu oświetlenia, a przecież komórkami w twarz nie będziemy sobie świecili.
- Pani tu szuka kogoś z bliskich? - spytał, próbując zacząć rozmowę na nowo.
- Proszę mi mówić po imieniu, pani to taki oficjalny zwrot, nie dla mnie. Kinga jestem. - przedstawiłam się z entuzjazmem w głosie - Nie, przyszłam tu by oddać szacunek tym wszystkim ludziom. Nie mieli nikogo w kim mieliby wsparcie, pogrążające. - dodałam.
- Jak wolisz. - odrzekł - Podobnie jak ja. To naprawdę smutne. - pochylił głowę nad jednym z grobów - A właśnie! Znam twoje imię, ale ty nie znasz mojego... Michał.
Podaliśmy sobie ręce, uśmiechnęłam się nieznacznie, on zapewne też, ale nie miałam pewności ciągle będąc w całkowitych ciemnościach. W pewnym momencie zaczęliśmy kierować się w stronę wyjścia nie wiem czemu, a tym bardziej nie wiem czemu razem. Tak się jakoś dziwnie złożyło.
- Okropnie tu ciemno. - zagadałam.
- Jakby nie to, nie byłoby tego nieszczęsnego wypadku. - odpowiedział.
Gość popisał się bystrością nie ma co, ale zdaję sobie sprawę, że mógł być zestresowany moją obecnością, więc wybaczam. Powoli doszliśmy do ulicy, duuuuużo lepiej oświetlonej i zauważyłam, że przede mną stoi Michał Kubiak!
- Michał? Ten Michał?! - spytałam niby sama siebie.
- Ykhm... A o jakim Michale mówisz, bo nie ogarniam? - spytał z szerokim uśmiechem na twarzy.
- No, że Kubiak. Dziku! Ten sam, który gra w Jastrzębiu razem z moim bracholkiem! - niemal wykrzyknęłam - Kinga... Uspokój się! Weźmie Cię za psychiczną. - mruknęłam pod nosem.
- Ooo! To Ty jesteś tą słynną Kingą, która ma robić za fotografa właśnie w Jastrzębskim? - spytał patrząc na mnie jakoś tak dziwnie.
- Co? Nic mi o tym nie wiadomo. - popatrzyłam na niego nieco poważniej ze zdziwieniem w oczach.
- Bo ty jesteś siostrą Michała Łasko, tak?
- No jestem. - odpowiedziałam
- Ajć, chyba się wygadałem. - Michał przymrużył oczy.
Momentalnie wpadłam w euforię. Dowiedziałam się od samego Kubiaka, że zostanę fotografem Jastrzębia! Rzuciłam się mu na szyję, częściowo nie kontrolując się w ogóle.
- Ależ się cieszę! - zaśmiałam się entuzjastycznie.
- Ciiicho! Ty nic nie wiesz. - odwzajemnił gest.
- OK, OK. - chwilowo stanęłam w miejscu tylko się uśmiechając - A kiedy Michał ma mi to powiedzieć? Bo nie wiem ile w miejscu usiedzę nie rozgłaszając tego światu. - ruszyłam za nim.
- Nie mam pojęcia. W każdym bądź razie witam w zespole. - odpowiedział poprawiając swoje okularki.
- Jejku, będę przebywała obok Russella, Tischera, Matteo, i oczywiście obok Ciebie! Nie mogę uwierzyć. - złapałam się za głowę, a potem schowałam ręce z powrotem do kieszeni.
Czułam się jakbym rozmawiała z kimś kogo znam od dzieciństwa, nie wiem nawet czemu.
- Obok mnie... takiej szychy. Nie dziwię się, że nie możesz uwierzyć. - Michał wyniósł głowę, zrobił się dumny, a po chwili zaczął się śmiać wystawiając język w moją stronę.
- Zobaczysz, że za miesiąc góra dwa będę sławniejsza od Ciebie. - popatrzyłam na niego z uśmiechem czekając na odpowiedź.
- Tak, tak, wmawiaj to sobie. - roześmiał się raz jeszcze.
- Ej! - szturchnęłam go łokciem - niszczysz moje marzenia! - zaczęłam sztucznie rozpaczać.
- Przecież nic nie mówię. - rozłożył bezradnie ręce - A tak nawiasem, to gdzie my w ogóle idziemy? - spytał całkiem poważnie.
- Właśnie idziesz mnie odprowadzić. - oznajmiłam.
- To był rozkaz? - spytał unosząc zbawnie brwi.
- A wyglądało jak prośba? - odpyskowałam wystawiając mu język.
- Wiesz co, masz naturę Michała. Mimo tego, że znasz człowieka od pięciu minut możesz po nim jechać jak po starym, dobrym przyjacielu. - odpowiedział z uśmiechem.
- To była obelga?
- A wyglądało jak komplement? - Michał wpadł w śmiech, a ja skrzyżowałam ręce na piersiach, lecz po chwili też się zaśmiałam.
- Miło mi się z tobą gada. - wyznałam.
- To dobrze, bo mi z tobą też. - uśmiechnął się nieznacznie.
Powoli dochodziliśmy do ulicy, przy której znajdowało się moje mieszkanie, zauważyłam przed nim ciemnorudą hondę - auto Daniela. Momentalnie spochmurniałam, jednocześnie przyśpieszając kroku. Kiedy byliśmy dostatecznie blisko z auta wyszedł Daniel. Nonszalancko oparł się o maskę wkładając ręce do kieszeni swych spodni.
- Widzę, że już sobie nowego fagasa znalazłaś. Szybka jesteś. - powiedział Daniel z uśmiechem na twarzy.
Jezu, jaki ten człowiek jest dwulicowy!!! Prosi o wybaczenie, a później wyzywa i jeszcze ma czelność stawiać się pod moim domem! Szczyt wszystkiego! Postanowiłam go trochę wpienić... Nie zwróciłam uwagi na jego słowa i szeptem poprosiłam Michała, by również go zlewał.
- Michał, mógłbyś mi dać swój numer? - spytałam słodko, stając tuż przed autem Daniela i oczywiście nim.
- Jasne. - odpowiedział Michał powoli łapiąc o co mi chodzi.
Nowy znajomy wyciągnął z kieszeni komórkę, coś tam popstrykał i dodał:
- Podejdź, zapiszesz sobie. - złapał mnie za ramię przyciągając do siebie tak, bym lepiej widziała ekran zgrabniutkiej komórki.
Sprytnie... wyglądaliśmy jakbyśmy byli do siebie przytuleni. Kątem oka zauważyłam minę Daniela, niby był obrzydzony, a jednak zazdrosny. Spisałam numer Michała na swojej komórce, po czym puściłam mu strzałkę, by mógł mieć też mój numer. Daniel szukając jakiegoś trafnego tematu, w którym musiałabym zabrać głos, niemal kipiąc rzucił:
- Musisz mi oddać moją Bełchatowską koszulkę. - patrząc na mnie zacisnął pięści.
To sobie chłopaczyna pretekst znalazł, brawo, brawo. Uśmiechnęłam się cierpko w jego stronę przechylając lekko głowę w lewą stronę.
- Nic nie muszę, ja ewentualnie mogę. - odpowiedziałam oschle.
Kubiak prawie wybuchł śmiechem, ale dyskretnie uszczypnęłam go w udo i się uspokoił, przeradzając śmiech w kaszel. Daniel zagryzając dolną wargę wsiadł do auta bez słowa, za to popisał się piskiem opon przy starcie. Kiedy jego szpetne auto zniknęło za zakrętem przybiłam piątkę Michałowi.
- Haha! No brawo! - wyszczerzając się powiedziałam.
- Ładnie rozegrana akcja, nie powiem. - dodał z uznaniem Michał - Ale czemu Daniel się Ciebie uczepił? Bo to był Pliński, nie? - spytał zaciekawiony.
- Aaa... - uśmiech zszedł mi z twarzy.
- Śmiało.
- To mój były. - wyznałam w końcu.
- Daniel?! Chciało Ci się marnować na niego czas? Przecież on jest karykaturą mężczyzny. - odpowiedział z niedowierzaniem Michał.
- Tsa, nie dostrzegałam tego, ale teraz już wiem, że popełniłam kolosalny błąd. Na przyszłość będę bardziej przezorna, to na pewno. - uśmiechnęłam się w jego stronę.
- Dziwi mnie tylko to, że Michał nie odciągnął Cię od tego związku. Przecież on go nie znosi. - kontynuował.
- Właśnie, że starał się i przez to nie gadaliśmy ze sobą dobre dwa lata. Pogodziłam się z nim dopiero jakiś tydzień temu. - wspomniałam.
- Uuuh, nieprzyjemnie. - podsumował.
Odwróciłam się  w stronę mojego mieszkania, po chwili wróciłam wzrokiem z powrotem do Michała.
- Więc ja już będę lecieć. - przeciągnęłam.
- Stąd już chyba trafisz. - zaśmiał się Michał.
- Jasne. - szturchnęłam go łokciem - Do zobaczenia. - dodałam zbliżając się w stronę drzwi.
- Oby. - odparł Michał, podnosząc rękę w geście pożegnalnym.
Powoli wsunęłam się do swojego mieszkanka. Ledwo co ściągnęłam buty, a tu już stała przy mnie Aurelia.
- Moja droga panno, dochodzi godzina 21.30, powinnaś już dawno być w domu! - zarzuciła Aurelia wyniosłym tonem, stukając o szybkę swojego srebrnego zegarka.
- Przepraszam mamo... Straciłam rachubę. - odpowiedziałam spuszczając głowę.
Po chwili obie wpadłyśmy w śmiech.
- Opowiadaj! Z kim rozmawiałaś? - spytała Aua ciągnąc mnie za sobą do salonu.
- Nie zgadniesz! - powiedziałam tajemniczo.
- Wiem i dlatego masz mi powiedzieć! - spojrzała na mnie jak na idiotkę.
- Ykhm, dobra! - poczułam się przez chwilę jak dziecko - Więc tak... Poszłam na cmentarz i kiedy tak przedzierałam się alejką wyłożoną kamyczkami zapatrzona w nie, wpadłam na... - zawiesiłam głos.
- No na kogo?! MÓW!- krzyknęła łapiąc mnie za szyję.
- Michała Kubiaka! - dorównałam jej tonem.
Wpadłyśmy w pisk jak nastolatki,  nie zdziwiłabym się jakby Michał to jeszcze usłyszał. -,-
- Dziewczyno! Jakie Ty masz szczęście. - wyznała Aurelia.
Pociągnęłam nosem, poprawiłam sweter i włosy, po czym powoli odpowiedziałam:
- Może i masz rację, choć zwyzywanie mnie przez Daniela nie uznałabym za jakieś specjalnie szczęśliwe wydarzenie.
- Co ten sukinkot znowu zrobił? - spytała poddenerwowana Aua.
- No zwyzywał mnie po tym jak nie wpuściłam go do domu, by wyjaśnił naszą niedzielną rozmowę telefoniczną. - opowiedziałam.
- Szlag mnie trafia jak słyszę takie rzeczy! Facet nie powinien podnosić głosu na kobietę! Bezczelny dupek. - Aua skrzyżowała ręce na piersi - No ale mam nadzieję, że wasz związek jest już definitywnie zakończony?
- Jasne. - odpowiedziałam krótko.
Chwilę jeszcze opowiadałam jej o tym jak razem z Michałem zgasiliśmy Daniela i powzdychałyśmy nad moją nową pracą. O godzinie 23 byłam już w łóżku. Dumna z siebie zasnęłam z uśmiechem na twarzy.

~~~~

Mam nadzieję, że się podobało. :) Wątki będę starała wrzucać w miarę regularnie, najprawdopodobniej w soboty lub piątki. Każdy kto chce być informowany o nowych rozdziałach niech zostawi numer gg lub adres swojego bloga (który zresztą chętnie przewałkuję :)) w komentarzu. 
A i sorki, ale muszę tu coś wstawić:
This is so... f*cking bjutiful! :*

Dzięki za uwagę, pozdrowionka. :*
niekryta.

piątek, 2 listopada 2012

1. Aua!

Obudziły mnie promienie słońca padające wprost na moją twarz. Przewróciłam się na prawy bok, by nie mieć kontaktu z rażącym światłem, ale po chwili bardziej oprzytomniałam i przypomniałam sobie o powrocie Auy i meczu Resovii z Jastrzębskim. Błyskawicznie zerwałam się z łóżka jednocześnie zrzucając liliową kąderkę. Dochodziła godzina 12.00.
- O cholerka! - powiedziałam zerkając na zegarek - Za dwie godziny przylatuje Aurelia! - krzyknęłam entuzjastycznie.
Wbiegłam do łazienki, by się odświeżyć, przebrać no i oczywiście uczesać i umalować. Po około 40 minutach zeszłam na dół, przygotować sobie śniadanie. Nic specjalnego... tosty i sok pomarańczowy. Równo dziesięć po trzynastej wyjechałam do kwiaciarni po jakieś powitalne róże lub orchidee (bo te najbardziej lubi Aua). Mijając sklep sportowy przypomniałam sobie o tym, że Aurelia nie posiada koszulki Jastrzębia, dysponuje tylko Bełchatowską. Gwałtownie skręciłam, by upatrzeć jakiś fajny Plusowaty t-shirt Simona, niestety takiego nie było, więc wzięłam z nazwiskiem Russella Holmes'a. Zadowolona wsiadłam z powrotem do swojego błękitnego auta. Wkrótce dojechałam do portu lotniczego Rzeszów-Jasionka, gdzie miała przylecieć Aua. Będąc wewnątrz budynku skierowałam się do sektoru widokowego skąd wyczekiwałam lotu Londyn-Rzeszów. Z 15 minutowym opóźnieniem samolot bezpiecznie wylądował. Aua jak to Aua ubrała się kontrastowo bym mogła ją szybko rozpoznać i tak też się stało. Trudno nie zauważyć kobiety ubranej w zieloną bluzkę, czerwone spodnie i niebieskie szpilki. ;p Zbiegłam z widokowego na parter i kiedy tylko Aurelia wynurzyła swoją piękną mordkę zza rozsuwanych drzwi a'la windowe rzuciłam się jej na szyję. 
- Aua! - cmoknęłam ją w policzek.
- No właśnie ała! - skrzywiła się - Czuję twojego łokcia w moim biodrze! - wykrzyknęła.
Mimo tej obraźliwej skargi nie przestawałam tulić się do niej.
- Oj, Kiniu, aż tak się stęskniłaś? - spytała wkońcu zmazując kaprys z twarzy.
- No a ty nie? - naburmuszyłam się sztucznie. 
- Ależ oczywiście, że tak! Muffinko, moja. - kolejny raz padłyśmy sobie w objęcia.
Aua popatrzyła na kwiaty i mały pakunek.
- To dla mnie? - wskazała wymaniciurowaną rąsią na mój 'mini' prezencik z błogim uśmieszkiem na twarzy.
- Jak się bawić, to się bawić. - wręczyłam jej to co miałam wręczyć i dodałam - Wybieramy się dziś na mecz.
- Dzięki wielkie. - uśmiechnęła się wdzięcznie - Ymm... Rozpieszczasz mnie.
Ruszyłyśmy w stronę wyjścia.
- Oj, bo przyjaciółki trzeba rozpieszczać. - zaśmiałam się.
- Kiedyś Ci się odwdzięczę. - odpowiedziała.
- Znam twoje 'kiedyś'. - popatrzyłam na nią z kpiną wyrytą na twarzy.
- Ciicho! - zaśmiała się 'po męsku' jak to umie.
Wsiadłyśmy do auta, uradowane swoją obecnością. Aua wzięła się za podpatrzanie swojego prezentu. Kiedy zobaczyła, że jest to koszulka Russell'a wpadła w euforię.
- Koszulka Holmes'a?! Russell'a?! Dzięki, dzięki, dzięki, siostro! - wykrzyknęła i przytuliła mnie mimo tego, że siedziałam za kółkiem.
Momentalnie zjechałam na lewy pas, ale błyskawicznie odzyskałam kontrolę nad autem widząc przed sobą ogromnego tira. 
- Ej, ej, uważaj, bo nas pogrzebiesz kilka dni przed wszystkimi świętymi! - odpowiedziałam ze śmiechem.
- Ale to jest koszulka mojego kochanego Russa... - zrobiła minę niczym kot ze shreka ;o 
- Tak, to jest koszulka twojego kochanego Russa. - zakończyłam z uśmiechem na twarzy.
Niebawem dojechałyśmy do naszego mieszkania. Dochodziła godzina 15.30, jak to bywa przy naszych wspólnych posiłkach - było więcej śmiechu niż jedzenia. 
- Widzę, że zmieniłaś odcień skóry. - zagadałam podchwytliwie.
- Taak! Bosko się opaliłam, prawda? A jak równomiernie. - odpowiedziała.
- No popatrz. A myślałam, że w Londynie to raczej jest taka dziwaczna pogoda... wiesz, deszcz, chmury raz na tydzień słońce. - z nutką sarkazmu w głosie brnęłam dalej.
Aurelia nie odpowiedziała mi na to.
- Przyznaj... solarka. - uśmiechnęłam się pobłażliwie.
- OK, wygrałaś! - zaśmiała się.
- Wiedziałam. - odwzajemniłam optymistyczny śmiech.
Skończyłyśmy już jeść i wzięłyśmy się za wkładanie naczyń do zmywarki.
- Więc, kiedy jest ten mecz? - spytała Aurelia.
- Dzisiaj. O 18. - odpowiedziałam.
- Coooo?! Przecież to już za dwie godziny! Bilety nam wykupią! - krzyknęła zaniepokojona.
- Spokojnie. Mam już bilety od Michała. - uspokoiłam ją, przybierając pozę ,,like a boss''. 
- Ajć, jak ja uwielbiam twojego braciszka! - odpowiedziała ciągle się uśmiechając.
- Wiesz, że ja też? Bo dorzucił jeszcze wejściówki ViP. - dodałam dumnie.
- Żartujesz?! - spytała zdziwiona.
- Tak. - odrzekłam szczerząc się jak głupia.
- Wiesz co... Ty dziwna jesteś. - odpowiedziała.
- Dawaj koszulkę Igły! - rzuciłam śmiejąc się na cały głos.
- Doooobra, przepraszam. - uśmiechnęła się cierpko.
- No to idziemy się zbierać! - zakończyłam.
Włączyłam program w zmywarce i razem z Auą poszłyśmy na górę przebrać się w swoje koszulki. Ja rzecz jasna zostałam zobowiązana założyć koszulkę z nazwiskiem ,,Łasko''. Myśląc też o Rzeszowie, rodzinnym mieście, pomalowałyśmy jedno oko na czerwono-biało, a drugie oczywiście na pomarańczowo-czarno. O godzinie 17.00 byłyśmy już wewnątrz hali Podpromie gdzie miał odbyć się mecz. Zajęłyśmy miejsca w pierwszym rzędzie, by wszystko dokładnie widzieć i co ważniejsze mieć szansę na ,,bliższy kontakt'' z piłką. Wkrótce mecz się rozpoczął, Michał wyłapał nas niczym radar i przy najbliższej okazji uśmiechnął się.
- Mrrrau, twój braciszek ma śliczny uśmiech. - zalotnie przymrużając oczy rzuciła Aurelia.
- Cicho bądź, idiotko, on ma żonę i dziecko w drodze. - parsknęłam jej śmiechem w twarz.
- I właśnie bardzo mi z tego powodu przykro. - odpowiedziała.
- Taa? Jakoś wtedy kiedy Ci pod balkonem róże rozsypał nie byłaś taka przychylna. - powiedziałam podejrzliwie.
- A bo to dawno było i w ogóle jakaś dziwna wtedy byłam. - zaśmiała się.
- Ehe. - również się zaśmiałam.
- No właśnie, a co z koffanym Danielkiem, hm? - spytała Aua, unosząc zabawnie jedną brew.
- Nic. - odrzekłam krótko.
- Mogłabyś rozwinąć..? - troskliwie złapała mnie za ramię.
- Po prostu zaczyna mnie zdrowo wkurzać jego zachowanie. Jak on nie ma dla mnie czasu ja mam mu to wszystko usprawiedliwiać, bo przecież jest gwiazdą SKRY i musi tam ostro pracować, a jak ja nie mam dla niego czasu to się rzuca, gdyż ja wiecznie nic nie robie i raz w tygodniu mogę do niego przyjechać. - wyżaliłam się.
- Oj, mówiłam Ci, że to cwel do kwadratu i nie warto na niego czasu marnować. Po za tym ogólnie związek na odległość to nie najlepszy pomysł. - doradziła mi Aua.
- Ale wiesz, że potrafił być kochany. - broniłam się.
- Potrafił, ale teraz już nie musi się o Ciebie starać, bo jesteś mu uległa jak... nie mam na to określenia. A tak nawiasem; on coraz częściej będzie miał takie humorki, wkońcu on się STARZEJE. - położyła śmieszny nacisk na ostatnie słowo i szturchnęła mnie łokciem.
Razem wpadłyśmy w śmiech. 
Na początku gra Jastrzębia była obiecująca, ale ostatecznie pomarańczowi nie zdołali pokonać Sovii. Mecz zakończył się wynikiem 3:0. Najgorszy w tym wszytskim był smutek Michała, niby wyglądał jak taki zbity piesek, ale był zły i to cholernie. Kiedy Soviacy zaczęli rozdawać autografy, niespodziewanie do sektora Jastrzębia podszedł Zibi, Piter i Igła. Razem z Auą nie zamieżałyśmy iść do nich po autografy, bo gdyby zauważył to Michał byłoby mu bardzo przykro. Jak to mówią: Nie przyszedł Mahomed do góry, przyszła góra do Mahomeda. Trójka podeszła do nas, podczas kiedy zbierałyśmy swoje manatki.
- No i co dziewczyny? Nie cieszycie się? - spytał nonszalancko Zibi.
Myśląc, że to jacyś kibice Aua odrzekła pretensjonalnie.
- Z czego?
Odwróciłyśmy się w stronę mężczyzn. Okazało się, że to właśnie zasłużone trio z Resovii.
- Z wygranej, z wygranej! - odpowiedział entuzjastycznie Xysiu.
- Ej! Chłopaki to jest siostra Michała. - wtrącił Piter patrząc na mnie.
- Że ta? - wskazał palcem w moją stronę Zibi.
- Tak. - odpowiedział Pit.
- No to witamy panią Łasko! - podniesionym głosem powitał mnie Zibi.
- Witamy i żegnamy, idziemy na konferencję. - dodał machając ręką Xysiu.
- Czeeeeeeść dziewczyny. - ostatecznie pożegnał nas Piter.
A my jak stałyśmy wcześniej tak stoimy teraz. Zamurowało nas kompletnie. Swowolnie zaczęłyśmy kierować się w stronę wyjścia.
- Co to w ogóle było?! spytała nie do końca ogarniając Aua.
- Nie mam pojęcia. - odpowiedziałam równie zdziwiona.
- Ale... Mamy za sobą pierwszą rozmowę z gwiazdami polskiej siatkówki! - rzuciła uradowana.
- Przecież nawet się nie odezwałyśmy. - odpowiedziałam kręcąc głową.
- Pardon. Ty się nie odezwałaś! - zarechotała Aurelia. 
Po 30 minutach byłyśmy już w domu. Miałyśmy oczywiście zdarte gardła - uniwersalną pamiątkę z każdego meczu. Wzięłyśmy prysznic i poszłyśmy spać. Kiedy byłam już w łóżku zadzwoniła moja komórka - to Daniel.
- Co tam? - Kinga'
- Mam dla Ciebie niespodziankę! - Daniel
- Tak? Jaką? Mów. - Kinga
- A czemu masz taki nieprzyjemny głos? Jesteś przeziębiona? - Daniel
- Byłam na meczu z Aurelią i trochę pokrzyczałyśmy. Jutro będzie OK. - Kinga
- Na jakim znowu meczu? - Daniel
- Jasrzębski - Resovia. - Kinga
- Nie wystarcza Ci chodzenie na mecze SKRY? Tylko kase trwonisz. - Daniel
- Co to miało znaczyć? Bilety dostałam od Michała. - Kinga
- To, że nie powinnaś chodzić na mecze bez uprzedniego poinformowania mnie. - Daniel
- Czemu? Nie jestem uzależniona od Ciebie. - Kinga
- Tak myślisz? Mylisz się. Jesteś moją dziewczyną! Mam prawo Cię kontrolować! - Daniel
- A ja mam prawo do prywatności! Daniel, co się z tobą dzieje?! - Kinga
- Nic się ze mną nie dzieje! To ty zamiast być tu przy mnie w Bełchatowie szlajasz się po tym Rzeszowie! - Daniel
- Nie będę za tobą biegała! Na początku naszego związku powiedziałeś, że różnica paru kilometrów nie da rady unicestwić uczucia. - Kinga
- Widocznie zmieniłem zdanie. Skąd mam wiedzieć czy z kimś się potajemnie nie rypiesz?! - Daniel
- Co proszę? Za kogo ty mnie masz? Przecholowałeś i to grubo. Jeżeli sądzisz, że mogę się z kimś ,,potajemnie rypać'' to ten związek nie ma sensu. Aurelia miała rację co do Ciebie. - Kinga
Rozłączyłam się, nie chciałam dłużej słuchać jego wyrzutów. Takim pięknym akcentem zakończyłam 28 października.

~~~~

A o to i pierwsza część. :D Ale mam zaciesz. >.< Pozostaw choć najmniejszy ślad po sobie  w postaci komentarza. Zmotywujesz mnie. :) Dzięki za uwagę. 
niekryta.

Prolog


Każdy w swoim życiu przechodzi przez gorsze okresy; nic nie układa się tak jak powinno, mimo starań wszystko się pieprzy, a będąc miłym dla otoczenia dostajemy po dupie. Właśnie przeszłam przez taki czas. Teraz - mam nadzieję - wszystko jest na dobrej drodze do przywrócenia dawnej harmonii, nie deformując swojej mentalności. Wczoraj pogodziłam się z bratem Michałem Łasko i dowiedziałam się, że zostanę ciocią, radość jaką wtedy czułam była niewyobrażalna. Kolejną, pozytywną informacją było otrzymanie od Michała dwóch biletów na mecz Resovii z Jastrzębskim, który odbędzie się już jutro, tj. 28 października. Fajnie się złożyło, gdyż jutro też z urlopu wraca moja przyjaciółka Aurelia i będziemy mogły razem spokojnie pójść na to widowisko. Cieszę się ogromnie, że po czterech tygodniach tłamszenia w sobie wszelkich emocji, będę mogła się jej wygadać. Myślę jednak, że Daniel (mój obecny partner) nie będzie z tego zbytnio zadowolony. Aua i on (żeby nie powiedzieć nienawidzą się) nie reagują na siebie z optymizmem, określę to tak. Daniel zarzuca Aurelii, że przez nią spędzamy ze sobą mniej czasu niż powinniśmy ale to nieprawda. Miał przecież całe cztery tygodnie, by nacieszyć się mną bez obecności Auy, a tymczasem spotkaliśmy się zaledwie sześć razy, tłumaczył to ostrym - i tu pozwolę sobie zacytować - ,,zapier*olem'' w Bełchatowie. Nie przekonywały mnie jego słowa, przecież Bełchatów w ciągu tych tygodni grał tylko dwa mecze, a z tego co wiem to codziennie treningi się nie odbywają. Danielowi po prostu nie chciało się ruszyć tyłka, ponieważ woli kiedy to ja do niego przyjeżdżam, wtedy nie musi nawet kiwać palcem. Coraz częściej zastanawiam się nad sensem naszego związku. Ciągle się łudzę, że podejście Daniela do naszych relacji się zmieni... 
W każdym bądź razie, odradzam się, naprawiam poszarpane troki osobowości i trzymam się starej, i a za razem lepszej Kingi.
~~~~
Taki tam prolog. ;x Mam nadzieję, że was zaklimatyzuje to krótkie coś. Pozdrowienia i miłego czytania. :*
niekryta.

A na wstępie...

Opowiadanie to jest fikcją literacką, nie biorąc pod uwagę imion i nazwisk siatkarzy, a także klubów. Zostałam zainspirowana blogiem: http://story-about-volleyball-player.blog.onet.pl/, na który również gorąco zapraszam. Pierwszy raz piszę takie 'cuś', więc proszę o wyrozumiałość. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Zgłaszajcie wszelkie niejasności w komentarzach, na wszystkie odpowiem. Jeżeli chcesz bym informowała Cię o nowych rozdziałach, zostaw swój numer gg, lub adres bloga także w komentarzu. :)

Miłej lektury.