piątek, 2 listopada 2012

1. Aua!

Obudziły mnie promienie słońca padające wprost na moją twarz. Przewróciłam się na prawy bok, by nie mieć kontaktu z rażącym światłem, ale po chwili bardziej oprzytomniałam i przypomniałam sobie o powrocie Auy i meczu Resovii z Jastrzębskim. Błyskawicznie zerwałam się z łóżka jednocześnie zrzucając liliową kąderkę. Dochodziła godzina 12.00.
- O cholerka! - powiedziałam zerkając na zegarek - Za dwie godziny przylatuje Aurelia! - krzyknęłam entuzjastycznie.
Wbiegłam do łazienki, by się odświeżyć, przebrać no i oczywiście uczesać i umalować. Po około 40 minutach zeszłam na dół, przygotować sobie śniadanie. Nic specjalnego... tosty i sok pomarańczowy. Równo dziesięć po trzynastej wyjechałam do kwiaciarni po jakieś powitalne róże lub orchidee (bo te najbardziej lubi Aua). Mijając sklep sportowy przypomniałam sobie o tym, że Aurelia nie posiada koszulki Jastrzębia, dysponuje tylko Bełchatowską. Gwałtownie skręciłam, by upatrzeć jakiś fajny Plusowaty t-shirt Simona, niestety takiego nie było, więc wzięłam z nazwiskiem Russella Holmes'a. Zadowolona wsiadłam z powrotem do swojego błękitnego auta. Wkrótce dojechałam do portu lotniczego Rzeszów-Jasionka, gdzie miała przylecieć Aua. Będąc wewnątrz budynku skierowałam się do sektoru widokowego skąd wyczekiwałam lotu Londyn-Rzeszów. Z 15 minutowym opóźnieniem samolot bezpiecznie wylądował. Aua jak to Aua ubrała się kontrastowo bym mogła ją szybko rozpoznać i tak też się stało. Trudno nie zauważyć kobiety ubranej w zieloną bluzkę, czerwone spodnie i niebieskie szpilki. ;p Zbiegłam z widokowego na parter i kiedy tylko Aurelia wynurzyła swoją piękną mordkę zza rozsuwanych drzwi a'la windowe rzuciłam się jej na szyję. 
- Aua! - cmoknęłam ją w policzek.
- No właśnie ała! - skrzywiła się - Czuję twojego łokcia w moim biodrze! - wykrzyknęła.
Mimo tej obraźliwej skargi nie przestawałam tulić się do niej.
- Oj, Kiniu, aż tak się stęskniłaś? - spytała wkońcu zmazując kaprys z twarzy.
- No a ty nie? - naburmuszyłam się sztucznie. 
- Ależ oczywiście, że tak! Muffinko, moja. - kolejny raz padłyśmy sobie w objęcia.
Aua popatrzyła na kwiaty i mały pakunek.
- To dla mnie? - wskazała wymaniciurowaną rąsią na mój 'mini' prezencik z błogim uśmieszkiem na twarzy.
- Jak się bawić, to się bawić. - wręczyłam jej to co miałam wręczyć i dodałam - Wybieramy się dziś na mecz.
- Dzięki wielkie. - uśmiechnęła się wdzięcznie - Ymm... Rozpieszczasz mnie.
Ruszyłyśmy w stronę wyjścia.
- Oj, bo przyjaciółki trzeba rozpieszczać. - zaśmiałam się.
- Kiedyś Ci się odwdzięczę. - odpowiedziała.
- Znam twoje 'kiedyś'. - popatrzyłam na nią z kpiną wyrytą na twarzy.
- Ciicho! - zaśmiała się 'po męsku' jak to umie.
Wsiadłyśmy do auta, uradowane swoją obecnością. Aua wzięła się za podpatrzanie swojego prezentu. Kiedy zobaczyła, że jest to koszulka Russell'a wpadła w euforię.
- Koszulka Holmes'a?! Russell'a?! Dzięki, dzięki, dzięki, siostro! - wykrzyknęła i przytuliła mnie mimo tego, że siedziałam za kółkiem.
Momentalnie zjechałam na lewy pas, ale błyskawicznie odzyskałam kontrolę nad autem widząc przed sobą ogromnego tira. 
- Ej, ej, uważaj, bo nas pogrzebiesz kilka dni przed wszystkimi świętymi! - odpowiedziałam ze śmiechem.
- Ale to jest koszulka mojego kochanego Russa... - zrobiła minę niczym kot ze shreka ;o 
- Tak, to jest koszulka twojego kochanego Russa. - zakończyłam z uśmiechem na twarzy.
Niebawem dojechałyśmy do naszego mieszkania. Dochodziła godzina 15.30, jak to bywa przy naszych wspólnych posiłkach - było więcej śmiechu niż jedzenia. 
- Widzę, że zmieniłaś odcień skóry. - zagadałam podchwytliwie.
- Taak! Bosko się opaliłam, prawda? A jak równomiernie. - odpowiedziała.
- No popatrz. A myślałam, że w Londynie to raczej jest taka dziwaczna pogoda... wiesz, deszcz, chmury raz na tydzień słońce. - z nutką sarkazmu w głosie brnęłam dalej.
Aurelia nie odpowiedziała mi na to.
- Przyznaj... solarka. - uśmiechnęłam się pobłażliwie.
- OK, wygrałaś! - zaśmiała się.
- Wiedziałam. - odwzajemniłam optymistyczny śmiech.
Skończyłyśmy już jeść i wzięłyśmy się za wkładanie naczyń do zmywarki.
- Więc, kiedy jest ten mecz? - spytała Aurelia.
- Dzisiaj. O 18. - odpowiedziałam.
- Coooo?! Przecież to już za dwie godziny! Bilety nam wykupią! - krzyknęła zaniepokojona.
- Spokojnie. Mam już bilety od Michała. - uspokoiłam ją, przybierając pozę ,,like a boss''. 
- Ajć, jak ja uwielbiam twojego braciszka! - odpowiedziała ciągle się uśmiechając.
- Wiesz, że ja też? Bo dorzucił jeszcze wejściówki ViP. - dodałam dumnie.
- Żartujesz?! - spytała zdziwiona.
- Tak. - odrzekłam szczerząc się jak głupia.
- Wiesz co... Ty dziwna jesteś. - odpowiedziała.
- Dawaj koszulkę Igły! - rzuciłam śmiejąc się na cały głos.
- Doooobra, przepraszam. - uśmiechnęła się cierpko.
- No to idziemy się zbierać! - zakończyłam.
Włączyłam program w zmywarce i razem z Auą poszłyśmy na górę przebrać się w swoje koszulki. Ja rzecz jasna zostałam zobowiązana założyć koszulkę z nazwiskiem ,,Łasko''. Myśląc też o Rzeszowie, rodzinnym mieście, pomalowałyśmy jedno oko na czerwono-biało, a drugie oczywiście na pomarańczowo-czarno. O godzinie 17.00 byłyśmy już wewnątrz hali Podpromie gdzie miał odbyć się mecz. Zajęłyśmy miejsca w pierwszym rzędzie, by wszystko dokładnie widzieć i co ważniejsze mieć szansę na ,,bliższy kontakt'' z piłką. Wkrótce mecz się rozpoczął, Michał wyłapał nas niczym radar i przy najbliższej okazji uśmiechnął się.
- Mrrrau, twój braciszek ma śliczny uśmiech. - zalotnie przymrużając oczy rzuciła Aurelia.
- Cicho bądź, idiotko, on ma żonę i dziecko w drodze. - parsknęłam jej śmiechem w twarz.
- I właśnie bardzo mi z tego powodu przykro. - odpowiedziała.
- Taa? Jakoś wtedy kiedy Ci pod balkonem róże rozsypał nie byłaś taka przychylna. - powiedziałam podejrzliwie.
- A bo to dawno było i w ogóle jakaś dziwna wtedy byłam. - zaśmiała się.
- Ehe. - również się zaśmiałam.
- No właśnie, a co z koffanym Danielkiem, hm? - spytała Aua, unosząc zabawnie jedną brew.
- Nic. - odrzekłam krótko.
- Mogłabyś rozwinąć..? - troskliwie złapała mnie za ramię.
- Po prostu zaczyna mnie zdrowo wkurzać jego zachowanie. Jak on nie ma dla mnie czasu ja mam mu to wszystko usprawiedliwiać, bo przecież jest gwiazdą SKRY i musi tam ostro pracować, a jak ja nie mam dla niego czasu to się rzuca, gdyż ja wiecznie nic nie robie i raz w tygodniu mogę do niego przyjechać. - wyżaliłam się.
- Oj, mówiłam Ci, że to cwel do kwadratu i nie warto na niego czasu marnować. Po za tym ogólnie związek na odległość to nie najlepszy pomysł. - doradziła mi Aua.
- Ale wiesz, że potrafił być kochany. - broniłam się.
- Potrafił, ale teraz już nie musi się o Ciebie starać, bo jesteś mu uległa jak... nie mam na to określenia. A tak nawiasem; on coraz częściej będzie miał takie humorki, wkońcu on się STARZEJE. - położyła śmieszny nacisk na ostatnie słowo i szturchnęła mnie łokciem.
Razem wpadłyśmy w śmiech. 
Na początku gra Jastrzębia była obiecująca, ale ostatecznie pomarańczowi nie zdołali pokonać Sovii. Mecz zakończył się wynikiem 3:0. Najgorszy w tym wszytskim był smutek Michała, niby wyglądał jak taki zbity piesek, ale był zły i to cholernie. Kiedy Soviacy zaczęli rozdawać autografy, niespodziewanie do sektora Jastrzębia podszedł Zibi, Piter i Igła. Razem z Auą nie zamieżałyśmy iść do nich po autografy, bo gdyby zauważył to Michał byłoby mu bardzo przykro. Jak to mówią: Nie przyszedł Mahomed do góry, przyszła góra do Mahomeda. Trójka podeszła do nas, podczas kiedy zbierałyśmy swoje manatki.
- No i co dziewczyny? Nie cieszycie się? - spytał nonszalancko Zibi.
Myśląc, że to jacyś kibice Aua odrzekła pretensjonalnie.
- Z czego?
Odwróciłyśmy się w stronę mężczyzn. Okazało się, że to właśnie zasłużone trio z Resovii.
- Z wygranej, z wygranej! - odpowiedział entuzjastycznie Xysiu.
- Ej! Chłopaki to jest siostra Michała. - wtrącił Piter patrząc na mnie.
- Że ta? - wskazał palcem w moją stronę Zibi.
- Tak. - odpowiedział Pit.
- No to witamy panią Łasko! - podniesionym głosem powitał mnie Zibi.
- Witamy i żegnamy, idziemy na konferencję. - dodał machając ręką Xysiu.
- Czeeeeeeść dziewczyny. - ostatecznie pożegnał nas Piter.
A my jak stałyśmy wcześniej tak stoimy teraz. Zamurowało nas kompletnie. Swowolnie zaczęłyśmy kierować się w stronę wyjścia.
- Co to w ogóle było?! spytała nie do końca ogarniając Aua.
- Nie mam pojęcia. - odpowiedziałam równie zdziwiona.
- Ale... Mamy za sobą pierwszą rozmowę z gwiazdami polskiej siatkówki! - rzuciła uradowana.
- Przecież nawet się nie odezwałyśmy. - odpowiedziałam kręcąc głową.
- Pardon. Ty się nie odezwałaś! - zarechotała Aurelia. 
Po 30 minutach byłyśmy już w domu. Miałyśmy oczywiście zdarte gardła - uniwersalną pamiątkę z każdego meczu. Wzięłyśmy prysznic i poszłyśmy spać. Kiedy byłam już w łóżku zadzwoniła moja komórka - to Daniel.
- Co tam? - Kinga'
- Mam dla Ciebie niespodziankę! - Daniel
- Tak? Jaką? Mów. - Kinga
- A czemu masz taki nieprzyjemny głos? Jesteś przeziębiona? - Daniel
- Byłam na meczu z Aurelią i trochę pokrzyczałyśmy. Jutro będzie OK. - Kinga
- Na jakim znowu meczu? - Daniel
- Jasrzębski - Resovia. - Kinga
- Nie wystarcza Ci chodzenie na mecze SKRY? Tylko kase trwonisz. - Daniel
- Co to miało znaczyć? Bilety dostałam od Michała. - Kinga
- To, że nie powinnaś chodzić na mecze bez uprzedniego poinformowania mnie. - Daniel
- Czemu? Nie jestem uzależniona od Ciebie. - Kinga
- Tak myślisz? Mylisz się. Jesteś moją dziewczyną! Mam prawo Cię kontrolować! - Daniel
- A ja mam prawo do prywatności! Daniel, co się z tobą dzieje?! - Kinga
- Nic się ze mną nie dzieje! To ty zamiast być tu przy mnie w Bełchatowie szlajasz się po tym Rzeszowie! - Daniel
- Nie będę za tobą biegała! Na początku naszego związku powiedziałeś, że różnica paru kilometrów nie da rady unicestwić uczucia. - Kinga
- Widocznie zmieniłem zdanie. Skąd mam wiedzieć czy z kimś się potajemnie nie rypiesz?! - Daniel
- Co proszę? Za kogo ty mnie masz? Przecholowałeś i to grubo. Jeżeli sądzisz, że mogę się z kimś ,,potajemnie rypać'' to ten związek nie ma sensu. Aurelia miała rację co do Ciebie. - Kinga
Rozłączyłam się, nie chciałam dłużej słuchać jego wyrzutów. Takim pięknym akcentem zakończyłam 28 października.

~~~~

A o to i pierwsza część. :D Ale mam zaciesz. >.< Pozostaw choć najmniejszy ślad po sobie  w postaci komentarza. Zmotywujesz mnie. :) Dzięki za uwagę. 
niekryta.

1 komentarz:

  1. dziękuję, że poinformowałaś mnie o swoim blogu :) jak czytałam ten rozdział to miałam wielką ochotę, z udziałem jakichś magicznych mocy, przetransportować się do Pana Daniela i nakopać mu do tyłka! Przepraszam bardzo, ale to co on wygaduje, to są jakieś brednie! co to ma niby być, że on ma prawo Ją kontrolować, i że się rypie rypie potajemnie. No Matko Boska, jakby mi tak facet powiedział to byłby wykastrowany moimi gołymi rękami! Przysięgam, że jeżeli będzie choćby telefonicznie nachodził Kingę to go skrzywdzę. Jest mi przykro również z jeszcze jednego powodu, że to Resovia wygrała! ;p zawsze, ale to zawsze będę kibicowała Jastrzębianom! Już sobie wyobrażałam smutną minę Michała i chciałam Go przytulić ;p (tak wiem zapamiętałam- żona i dziecko- ale ja tak w sensie pocieszającym :) ). Swoją drogą, jak ja bym miała takiego brata to zrobiłabym wszystko, żeby poznać Jego kolegów! pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń